Kora roz. II

– Wygląda na to, że mityczne jutro w końcu nadeszło. Koniec świata.
– Co, zaczynają spełniać się przepowiednie o Armageddonie?
– Lepiej. Posprzątałem swój pokój. – odpowiedział zielonooki mężczyzna, krzywiąc się lekko na smród przypalonego mięsa. W pokoju dało się też wyczuć drażniący zapach spalonego plastiku. – Tylko, cholera, znów będę musiał skręcać te cholerne meble. – dorzucił z przekąsem, trzymając sczerniałe ramię kobiety. – A ty mi już raczej nie pomożesz, blond ślicznotko. W sumie to cię szkoda trochę… nawet jeśli nie byłaś najlepsza w łóżku. – dodał po chwili, patrząc na nie nieobecnym wzrokiem.
– Spałeś z nią?!
– Nie. Chociaż też jej dałem popalić.
– No tak… czasem zapominam, że nie jesteś całkiem beznadziejny w te klocki.
– Dzięki. – odpowiedział kobiecie ironicznie i bezceremonialnie wrzucił rękę do worka na śmieci wypełnionego ludzkimi szczątkami. Związał tobół i postawił pod nadpaloną ścianą, obok kilki innych worków.
Oddział, który przedwczoraj zjawił się w mieszkaniu, nie prezentował się już zbyt bojowo. Poza plastikowymi torbami, po zbrojnych pozostał jeszcze karton, do którego Serafin wrzucał wciąż zdatną do użytku broń – kilka pistoletów samopowtarzalnych i pistolet maszynowy, trochę amunicji, która jakimś cudem nie wybuchła w pożarze, jeden nóż w nadpalonej pochwie i kukri oblepione bliżej niezidentyfikowaną substancją. Poza bronią i szczątkami gospodarz uzbierał jeszcze jeden worek drobnego śmiecia, który zbił się jedną masę spojoną swądem spalenizny.
Michał rozejrzał się po pokoju, krytycznie oceniając zniszczenia. Burda pozostawiła swoje piętno na ścianach podziurawionych pociskami. Nie lepiej prezentowało się potrzaskana framuga okna ani podłoga poorana rykoszetami wypełnionymi zakrzepłą krwią. Nawet odymiony sufit był pokiereszowany. Zwisająca z niego nietknięta papierowa lampa prezentowała się iście groteskowo na tle zniszczeń.
Mężczyzna wytrzepał ręce w spodnie i spojrzał w kąt, kładąc dłonie na biodrach. Skrępowana i zakneblowana dziewczyna w rogu pokoju patrzyła nieprzytomnym ze strachu wzrokiem na Michała i jego towarzyszkę. Młoda szatynka o kręconych włosach, sklejonych na twarzy łzami, nie wiedziała, co bardziej ją przerażało. Makabryczny widok pokoju usianego wcześniej zwęglonymi, rozszarpanymi zwłokami, czy zimna metodyczność, z jaką pobojowisko sprzątał dobrze zbudowany brunet. Michał patrzył na dziewczynę zakłopotanym wzrokiem, widocznie nie wiedząc co zrobić z intruzem.
Monika obserwowała parę już jakiś czas, próbując pozbierać myśli, wciąż jednak miała pojęcia, w jaki sposób w jednej chwili stała jak wryta, patrząc na scenę jak z horroru, a w następnym siedziała skulona w rogu pokoju, nie mogąc się ruszyć ani odezwać. Mogła jedynie próbować wyć przez usta zakneblowane jakiś twardy przedmiotem owiniętym materiałem, którego pochodzenia wolała nawet nie próbować się domyślać. Żałosne próby zwrócenia na siebie uwagi dotąd nie spotkały się z żadną reakcją – poza rzucaniem zirytowanego spojrzenia przez towarzyszkę mężczyzny. Kobieta, niezajmująca się niczym poza paleniem papierosa za papierosem, ubrana była jak typowa kierowniczka w jakiejś korporacji. Dla odmiany jej kolega nosił czarne bojówki i ciężkie buty, szeroki tors opinała ciemnozielona koszulka. Z postury przypominał ochroniarza i w normalnej sytuacji mógłbym zostać wzięty za goryla kierowniczki, ale Monice coś mówiło, że to on jest tutaj szefem, a jego czarnowłosa towarzyszka nie miała zbyt wiele do powiedzenia.
Beznamiętna systematyczność przy sprzątaniu ludzkich szczątków i jakaś nieuchwytna, niepokojąca aura mężczyznę kłóciły się ze wzbudzającą zaufanie twarzą. Spojrzawszy w duże, bystre oczy faceta przed trzydziestką, Monika nie mogła się oprzeć wrażeniu, że gdyby go ubrać we flanelową koszulę wyglądałby jak całkiem sympatyczny informatyk. Problem w tym, że te oczy patrzył na Monikę jak na coś w rodzaju zepsutego komputera, który trzeba obejrzeć, sprawdzić i zdecydować co dalej z nim zrobić. Najprawdopodobniej wyłączyć i rozebrać na części zamienne. Dziewczyna zesztywniała, na myśl o takim porównaniu.
Kolejne fale mdlącego strachy zalewały trzewia dziewczyny w takt kroków niespiesznie zbliżającego się Michała. Nie miał w dłoniach żadnego narzędzia, którym mógłby jej zrobić krzywdę, ale im bliżej się znajdował, tym większą miała ochotę przegryźć sobie nadgarstki. Nie miała jednak szans skończyć gehenny, będąc fachowo związana. Mogła jedynie skamleć jak wyczerpany szczeniak. Serafin uniósł kąciki ust w oszczędnym, kpiącym uśmiechu i lekko zmrużył oczy. Jak kot, który zbliżał się do ledwo żywej jeszcze. Przyklęknął przy dziewczynie i położył jej dłoń na kolanie. W ułamku sekundy zielone tęczówki rozszerzyły nienaturalnie, niemal zupełnie znikając. Monika popuściłaby ze strachu, gdyby w tym samym momencie nie dosięgła jej jakaś siła, usztywniając w jednej chwili wszystkie mięśnie dziewczyny. Zdawało jej się, że nawet serce stanęło a krew zastygła w bezruchu, który całkowicie zawładnął ciałem. Musiała patrzeć prosto w straszne oczy istoty. Czymkolwiek był ten stwór, nie był człowiekiem. Tego nagle stała się pewna. Świat zaczął tonąć w bezdennych źrenicach potwora, panika z sekundy na sekundę zatapiała się w pustce, ciągnięte wgłąb przez coś pod kryjącego się pod powierzchnią nieludzkich oczu. Emocji, które znikały z umysłu, nie zastępował jednak spokój. Nic ich nie zastępowało. Tam, skąd wyparowały uczucia, nie pojawiały się żadne inne. Tak jakby jej dusza była wodą wypełniającą wannę, z której ktoś wyciągnął korek. Jak przez mgłę Monika poczuła jeszcze jedno ukłucie trwogi przed nicością, zanim i tę myśl wciągnął w siebie klęczący przed dziewczyną potwór.
Za strachem w otchłań zaczęły podążać wspomnienia. Z początku najświeższe, potem coraz starsze. Wszystko sunęło przez umysł Moniki, aby bezpowrotnie spaść w otchłań. Porównania, które samorzutnie narodziły się w głowie nieszczęśniczki patrzącej na twarz mężczyzny. Cień pociągu na widok jego sylwetki. Odraza i strach towarzyszące związanej dziewczynie patrzącej na Michała sprzątającego pokój wypełniony makabrycznymi pozostałościami ludzi. Dezorientacja i lęk, które pojawiły się wraz z odzyskaniem świadomości w rogu zdewastowanego pokoju oraz zdziwienie na widok mężczyzny i towarzyszącej mu kobiety obojętnie wyglądająca przez okno. Wybudzenie się i echo dziwnego uderzenia, które pozbawiło ją przytomności. Ciemność wypełniona niepokojącymi cieniami. Mdlący terror uświadomienia, że spalone szczątki na podłodze należały do ludzi oraz ogarniająca błyskawicznie niemoc zaraz potem. Obrzydzenie na odór dobywający się z pokoju na piętrze. Mieszaninę niepewności, ciekawości i niepokoju po przekroczeniu progu częściowo spalonego domu. Zniszczenia dookoła domu leżącego na odludziu. Gruntowa droga przez las prowadząca do tego miejsca pokonana na rowerze. Plotki o przejeżdżających przez wieś samochodach jadących do starego domu poza wioską, kupionym niedawno przez jakiegoś młodego człowieka. Dni ciągnące się leniwie podczas wakacyjnego pobytu u babci, dzielone między czytania, spacery i wysłuchiwanie wspominek o dziadku i młodości. Echa radości po skończeniu sesji i wakacyjne plany na bezproduktywne odreagowanie w miejscu, gdzie internet nie dochodzi. I wciąż dalej w przeszłość.
Po ciągu wydarzeń, które bezpośrednio doprowadziły do obecnej sytuacji, Serafin wyciągał dalsze, mniej szczegółowe. Następnie jeszcze odleglejsze, jeszcze bardziej ogólne. W końcu przyszła kolej na samą osobowość składający się z niezliczonej ilości na wpół zapomnianych zdarzeń, wrodzonych instynktów, cech charakteru, fobii i upodobań, zawodów i osiągnięć. Z każdą chwilą otchłań pochłaniała coraz szybciej i coraz więcej, wydobywając z pamięci nawet zapomniane bądź wypierane aspekty jaźni. Wszystko, co składało się na tożsamość dziewczyny. I jeszcze coś. Coś głębszego i starszego od niej samej.
Kiedy proces dobiegł końca, z Moniki została tylko cielesna skorupa, bez iskry myśli czy emocji. Michał zacisnął oczy z bólu, kiedy doszło w nich do serii małych wylewów z pękających naczyń. Kiedy otworzył powieki, ukazały się wciąż nieludzko rozszerzone źrenice okalane krwawą czerwienią. Anna, patrząc z boku, wzdrygnęła się na demoniczny widok. Dłoń chłopaka zbielała zaciskając się na kolanie Moniki. Całym jego zesztywniałym dotąd ciałem zaczynały szarpać dreszcze. Po kilku uderzeniach serca mężczyzna zwiotczał, a tęczówki w mig powróciły do ludzkiego kształtu, uwalniając na powrót duszę do ciała właścicielki.
Monika wierzgnęła tak mocno, jak tylko to było możliwe. Opleciona krępującymi linami trzęsła się, kiedy wszystkie mięśnie naraz wróciły do życia w kakofonii niekontrolowanych spazmów. Wszystko co przeżyła, wszystko czego doświadczyła spadło na nią w jednej chwili jak betonowa ściana. Zwłaszcza najnowsze przeżycia, powracając w jednej sekundzie, wryły się w umysł z miażdżącą siłą. Dziewczyna nie mogła tego wytrzymać, tak jak nieruchomy silnik nie mógłby wytrzymać nagłego wejścia na maksymalne obroty.
Monika zalała się łzami, wyjąc przez knebel, z nosa buchnęła krew pompowaną przez trzepoczące serce. Mięśnie w dolnych partiach ciała zwariowały i uwolniły odchody, niszcząc resztki godności. Dziewczyna na powrót zapadła w nicość, tracąc przytomność. Zanim jednak rozpłynęła się w ciemności, zdążyła jeszcze uchwycić jedną myśl, która wzbiła się ponad harmider powracającej gwałtownie jaźni. Myśl, która nie należała do niej. Przekaz od tego potwora, który patrzył na nią demonicznymi oczami. Nie potrafiła ogarnąć całości, ale wiedziała, że nie zginie. Będzie żyć. Bardziej niż kiedykolwiek. Tylko coś z jej wnętrza mówiło, że nie będzie to życie, jakie powinno być. Poza duszą coś jeszcze do niej wróciło. Coś, co nie powinno.
– Coś z niej będzie. – wydyszał Michał, ciężko podnosząc się z podłogi. Patrząc na nieprzytomną studentkę, wyglądającą teraz jak inkarnacja siedmiu nieszczęść, przeszło mu przez myśl, że sam pewnie nie wygląda wiele lepiej.
– Na razie to coś z niej tylko leci. – skomentowała Anna, wykrzywiając w odrazie na widok rosnącej plamy w kroku dziewczyny. Michał chciał zripostować, ale nie miał siły.